Po czym można rozpoznać dobrą
książkę? Na przykład po tym, że podczas czytania pierwszych
stron, człowieka zaczynają nawiedzać realistyczne wizje życia
ludzi z zeszłego wieku, gdzie on sam idealnie się odnajduje. No,
może nie do końca, bo dokładając do lat trzydziestych minionego
stulecia ciekawą i dość oryginalną fabułę, czytelnik może
powiedzieć: aha! Ja tak nie mam. Ale... to dobrze, czy źle?
Miraże są powieścią pełną
impresji. Autorka dobrze maluje kreacje bohaterów od momentu, w
których ich spotykamy, aż po sam koniec, gdzie nie raz ulegają
przemianie. Dojrzewają. Szaleją. Ich postawy są naturalne. Nie ma
tam niepotrzebnych gestów, dodatków. Historia splata się z
emocjami, tworząc lekturę dość problematyczną. Sam główny
wątek, ten odnoszący się do sytuacji Juliana, jest problemem
trudnym i nieco kontrowersyjnym. Wyrażony jednak całą postacią,
świetnie pokazuje nam walkę o swoje ja, a także o kobietę, którą
się kocha. W ciągu tej ładnej opowieści Zientek mówi, że miłość
nie ma granic, nie ma murów, których nie można zniszczyć i nie ma
nadziei, którą ludzie zdepczą.
Jest natomiast ckliwa, smutna historia
o rzeczywistości. Autorka nie upiększa przedstawionego, ale czy na
pewno minionego świata? Mam wrażenie, że tamta epoka była bardzo
blisko naszej. Świat miał trochę inne kontury, kolory, barwy i
zapachy, jednak ludzie, tak po prawdzie, pozostają identyczni w
swoich czynach i przekonaniach.
Miło było patrzeć, jak
feministyczne środowiska rozkwitają, jak kobiety biorą sprawy w
swoje ręce. Miło było patrzeć na postacie, które naprawdę
chodziły po świecie. To trochę niczym spotkanie oko w oko –
niekoniecznie miłe. Przecież każdy z nas ma przywary, kompleksy,
każdy z nas poszukuje siebie.
Największym plusem lektury jest dla
mnie oczywiście idealne przedstawienie postaci, ludzi, ich dość
dobre dopracowanie, wraz ze szczegółami. Nie nudziłam się. Nie da
się nudzić na niezłej powieści, chyba że ktoś wybitnie nie lubi
historii. Piękne i pełne opisy wzbogaca przystępne słownictwo.
Nie ma tu miejsca na brak skupienia, kolokwialny świergot i tym
podobne zjawiska, tak obecne we współczesnej literaturze. Każdy
przeciętny czytelnik może śmiało Miraże przeczytać,
zachwycać się nimi lub zasmucać. Ostrzegam jednak, że powieść
nie jest lekkim obyczajem, w który można się zanurzyć tylko do
połowy. Trudno byłoby wtedy człowiekowi utrzymać się na tafli
zainteresowania.
Cierpienie i konsekwencje wyborów są
wyraziste. Uwypuklone. Nieraz trzeba odłożyć na bok pozycję, bo
wydaje się aż nazbyt tragiczna. Zientek pogrywa z czytelnikiem, co
chwila podając myśl o happy endzie. Wszystko będzie cudowne,
naprawdę. Jasne. Wszystko jest cudownie realistyczne. Życiowe.
Cała powieść po prostu ma w sobie
życie. Nie jest kolejną opowiastką o tym, jak źle, jak niedobrze,
jak okropnie i fajnie zarazem. Na pewno na rynku wyróżni ją
oryginalność pod względem tematu i historii. Przyciągnie okładką.
Fabuła dla mnie pozostała otwarta.
Tak naprawdę konkluzja Liliany pięknie sumuje historię, lecz nie
wyjaśnia jej do końca.
Z radością stwierdzam, że chętnie
ustawię na półce dopracowany już egzemplarz, gdyż teraz miałam
przyjemność czytać tzw. „szczotkę”. Polecam osobom starszym,
tym, którzy poszukują odpowiedzi odnośnie wewnętrznego ja, tego
bardziej... intymnego. A także tym, którzy potrafią sprostać
kawałkowi dobrej książki.
Zrecenzowane dzięki Czarnej Owcy i:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz