środa, 23 września 2015

W DNIU PREMIERY! - "Miraże" Sylwia Zientek


Po czym można rozpoznać dobrą książkę? Na przykład po tym, że podczas czytania pierwszych stron, człowieka zaczynają nawiedzać realistyczne wizje życia ludzi z zeszłego wieku, gdzie on sam idealnie się odnajduje. No, może nie do końca, bo dokładając do lat trzydziestych minionego stulecia ciekawą i dość oryginalną fabułę, czytelnik może powiedzieć: aha! Ja tak nie mam. Ale... to dobrze, czy źle?


Miraże są powieścią pełną impresji. Autorka dobrze maluje kreacje bohaterów od momentu, w których ich spotykamy, aż po sam koniec, gdzie nie raz ulegają przemianie. Dojrzewają. Szaleją. Ich postawy są naturalne. Nie ma tam niepotrzebnych gestów, dodatków. Historia splata się z emocjami, tworząc lekturę dość problematyczną. Sam główny wątek, ten odnoszący się do sytuacji Juliana, jest problemem trudnym i nieco kontrowersyjnym. Wyrażony jednak całą postacią, świetnie pokazuje nam walkę o swoje ja, a także o kobietę, którą się kocha. W ciągu tej ładnej opowieści Zientek mówi, że miłość nie ma granic, nie ma murów, których nie można zniszczyć i nie ma nadziei, którą ludzie zdepczą.
Jest natomiast ckliwa, smutna historia o rzeczywistości. Autorka nie upiększa przedstawionego, ale czy na pewno minionego świata? Mam wrażenie, że tamta epoka była bardzo blisko naszej. Świat miał trochę inne kontury, kolory, barwy i zapachy, jednak ludzie, tak po prawdzie, pozostają identyczni w swoich czynach i przekonaniach.

Miło było patrzeć, jak feministyczne środowiska rozkwitają, jak kobiety biorą sprawy w swoje ręce. Miło było patrzeć na postacie, które naprawdę chodziły po świecie. To trochę niczym spotkanie oko w oko – niekoniecznie miłe. Przecież każdy z nas ma przywary, kompleksy, każdy z nas poszukuje siebie.
Największym plusem lektury jest dla mnie oczywiście idealne przedstawienie postaci, ludzi, ich dość dobre dopracowanie, wraz ze szczegółami. Nie nudziłam się. Nie da się nudzić na niezłej powieści, chyba że ktoś wybitnie nie lubi historii. Piękne i pełne opisy wzbogaca przystępne słownictwo. Nie ma tu miejsca na brak skupienia, kolokwialny świergot i tym podobne zjawiska, tak obecne we współczesnej literaturze. Każdy przeciętny czytelnik może śmiało Miraże przeczytać, zachwycać się nimi lub zasmucać. Ostrzegam jednak, że powieść nie jest lekkim obyczajem, w który można się zanurzyć tylko do połowy. Trudno byłoby wtedy człowiekowi utrzymać się na tafli zainteresowania.
Cierpienie i konsekwencje wyborów są wyraziste. Uwypuklone. Nieraz trzeba odłożyć na bok pozycję, bo wydaje się aż nazbyt tragiczna. Zientek pogrywa z czytelnikiem, co chwila podając myśl o happy endzie. Wszystko będzie cudowne, naprawdę. Jasne. Wszystko jest cudownie realistyczne. Życiowe.
Cała powieść po prostu ma w sobie życie. Nie jest kolejną opowiastką o tym, jak źle, jak niedobrze, jak okropnie i fajnie zarazem. Na pewno na rynku wyróżni ją oryginalność pod względem tematu i historii. Przyciągnie okładką.
Fabuła dla mnie pozostała otwarta. Tak naprawdę konkluzja Liliany pięknie sumuje historię, lecz nie wyjaśnia jej do końca.

Z radością stwierdzam, że chętnie ustawię na półce dopracowany już egzemplarz, gdyż teraz miałam przyjemność czytać tzw. „szczotkę”. Polecam osobom starszym, tym, którzy poszukują odpowiedzi odnośnie wewnętrznego ja, tego bardziej... intymnego. A także tym, którzy potrafią sprostać kawałkowi dobrej książki.



Zrecenzowane dzięki Czarnej Owcy i:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz