Bardzo lubię święta za ich magię. I chociaż ta magia niekiedy jest przerysowana i wyreżyserowana, to i tak dalej ulegam urokowi połączenia religii i świeckich, świątecznych ozdób.
Ze świąt najbardziej lubię jedzenie - wiem, brzmi strasznie, ale na pewno nie jestem sama. Jedzenie, chwila zadumy, kolędy, prezenty - zawsze będę wewnętrznym dzieckiem ;)
Dziś robiłam kruche ciasteczka. Ja do pieczenia podchodzę z dystansem - mam wrażenie, że ciasta są na innym poziomie niż moje gotowanie, ale dzisiaj byłam z siebie w miarę zadowolona. Zacznę pichcić coraz częściej. Ciasto wyszło jedynie zbyt kleiste - to przez miód, które znalazło się w cieście, a raczej o moją zbyt szaloną inwencję twórczą - rozsądek mówił jedna łyżka, ale ja musiałam polać dwie. Cóż.
Nie przedłużając - przejdźmy do składników.
ciastka (przepis na kruche ciasto)
2 szklanki mąki pszennej *krupczatkę polecam* (300g)
3/4 szklanki cukru pudru (osiem łyżek stołowych)
jedno żółtko - białko zostawiamy na lukier
łyżka miodu
przyprawy: świeżo zmielone goździki, cynamon, imbir, przyprawa korzenna.
kostka masła
pół łyżeczki sody oczyszczonej (nieco urosną)
*w niektórych przepisach widziałam, że dodaje się proszku do pieczenia, ale tylko pół łyżeczki, a nawet szczyptę polecam
lukier
jedno białko
cukier puder - trzy razy więcej niż białka
Na początku przesiałam mąkę, cukier puder i sodę. Zmieszałam to razem. W garnuszku chwilę wcześniej pogrzałam miód, żeby był płynny i zmieszałam z wyżej wymienionymi przyprawami - wszystkie po pół łyżeczki. Kiedy wystygło dodałam do suchych składników poszatkowane masło, które wystawiłam na chwilę poza lodówką, by łatwiej byłoby mi wszystko połączyć. Dodałam żółtko i miód i szybko zagniotłam masę. W kruchym ważny jest czas - najlepiej robić to w mikserze, ale ja wolę czuć ciasto pod palcami. Ciasto było klejące ze względu na miód, musiałam trochę je podsypać. Po zagnieceniu włożyłam ciasto do lodówki na pół godziny.
Zrobiłam sobie w tym czasie lukier. Prosta sprawa - białko ubijamy z cukrem pudrem, również przesianym, przez około pięć minut. Byleby na niskich obrotach, w końcu białko jest delikatną strukturą. Po tym czasie miałam przyzwoity, domowy lukier. Można dodać do niego kilka kropel z cytryny, ale ja tego nie lubię.
Ciasto po upływie wyznaczonego czasu wyjęłam z lodówki i rozwałkowałam. Nadal było kleiste, ale mam na to sposób. Bierzemy dwa kawałki papieru do pieczenia i układając ciasto miedzy nimi, wałkujemy. Wtedy kształty ładnie będą odchodzić, a nie przyklejać się do stolnicy.
Wycinamy kształty i wkładamy do piekarnika. 180 stopni, grzałka górna i dolna; ja daję na sam środeczek, coby mi się nie spaliły. Piekę, w zależności od grubości, od 7 do 12 minut. Moje zrobiły się w 10. Wyjęłam ciasteczka, przestygły, udekorowałam lukrem i posypką - niestety marny ze mnie cukiernik, jeżeli chodzi o ozdabianie.
Ciasteczka wyszły. Kolejne wyzwanie? Piernik, przepis prawdopodobnie w środę lub wcześniej - we wtorek.
Smacznych świąt jeszcze wam pożyczę :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz