czwartek, 21 stycznia 2016

nowy, literacki rok.

moja partnerka z Fuzją
*o niej będzie w kolejnym poście;)*

Ktoś coś mówi, że mija dziś dwudziesty pierwszy dzień roku? Nie, nie słyszę! 
Przecież koniec stycznia to wspaniały czas na podsumowanie roku, chociaż i czegoś takiego u mnie nie będzie. Przybywam tylko z nowym literackim tworem, który ostatnio urodziłam w bólu i euforii. Oczywiście tekst jest o grafomanach i oczywiście - w jednym z magazynów, które lubię czytać i robię to często. 



Dziś mowa o Magazynie Przestrzeń, którego redaktor naczelna z radością wystawiła mój felieton. Tekst jest według mnie dobry, mógłby być lepszy, ale w końcu z każdym dniem uczę się coraz więcej.
Wstawię tu wam jego początek i odeślę do całego wydania - w końcu inne teksty też zasługują na uznanie.

Dostałam też zaproszenie do dalszego tworzenia, jednak z braku czasu teksty będę pisywać tam rzadziej - zbyt wiele innych literackich i maturalnych rzeczy mam na głowie.

Jeżeli kogoś ciekawią prace nad tomikiem poezji to powiem wam, że idą powoli i cicho. Cały czas zapominam o papierkowej robocie, którą muszę wykonać, ale miejmy nadzieję, że w marcu Kobieciara w końcu się ukaże. (Chociaż z każdą chwilą coraz bardziej uważam, że mogłam trochę poczekać z wydaniem niektórych utworów, ale - raz się żyje) 

Uaktualniłam jedną ze stron, tą o zdobytych literackich nagrodach i publikacjach. Kilku jeszcze brakuje, postaram się w weekend to uzupełnić.

A więc - wrzucam początek felietonu ;)

Czym byłby świat bez fochów! Chciałoby się powiedzieć, że o wiele przyjemniejszym miejscem, ale jakże nudnym! Dzięki nim są takie momenty, w których człowiek ma ochotę się pośmiać. Poruszmy więc problem tzw. autorskiego focha lub – posługując się nowoczesnym, internetowym językiem – ałtorskiego focha.

Wszyscy doskonale wiemy, że wirtualny świat jest pełen twórców dobrych i tych, którzy nie do końca zdają sobie sprawę ze swoich umiejętności pisarskich. Na samym początku zaznaczam – jestem tylko cichą i wycofaną autorką, która z zadumą obserwuje spory współczesnych literatów i ich pochodnych... Do rzeczy.

Od mniej więcej dwóch lat stale oglądam batalię autorów, którzy są pewni, że ich dzieło jest potencjalnych bestsellerem, bo portal okazjeinfo wyróżnił ich powieść na łamach swojego serwisu. Piszący pewniacy charakteryzują się wieloma pokrewnymi, a wręcz takimi samymi cechami. Można wyszczególnić kilka rodzajów.
Przede wszystkim mamy do czynienia z buldogiem. Buldog, drodzy państwo, bardzo dużo krzyczy, bardzo dużo ironicznej śliny kapie mu z pyska i brudzi swoją kulawą polszczyzną wszelakie facebookowe grupy, w których promuje się literaturę, zwłaszcza polską. O ile buldogi do najbrzydszych, według mnie, psów się nie zaliczają, o tyle ludzkie buldoczenie jest totalnie passe, gdyż bawi jedynie postronnych i w końcu skutkuje wyrzuceniem takowego autora z grupy. To jednocześnie jest koniec cudownego kabaretu...

2 komentarze:

  1. Buldoczenie... już wyobraziłam sobie sytuację jak przeglądając fora, wpadam na jedną z tych jakże kulturalnych rozmów i... No właśnie - i co? Nie wiem czy czasami śmiać się czy płakać. Ludzie naprawdę są dziwni, ale pewnych rzeczy nie da się wytłumaczyć.
    Podoba mi się to, co napisałaś. Z chęcią przeczytam resztę :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wracam po przeczytaniu :) Świetne są te porównania do psów. Przede wszystkim podoba mi się Twój styl pisania - jest lekki, przyjemny ale też z humorem. Jak dla mnie bomba! :) Yorki i labradory, kundle i mieszańce... Tyle w tym racji. Przykre jest jednak to, że poprawiając kogoś i jego błędy, czasami naprawdę elementarne, w większości jesteśmy nazywani hejterami. Nikogo nie obchodzą dobre intencje. Cieszę się jednak, że są jeszcze ludzie, którzy potrafią się pisemnie wysłowić.

    OdpowiedzUsuń